2016/07/08

Around Iceland in 7 days. (part 2)


7 dni, 2940 przejechanych kilometrów, przeszło 40 odwiedzonych miejsc.

Islandia charakteryzuje się niezwykłą różnorodnością, każdy przejechany kilometr potrafi być zaskakujący i niezwykle imponujący. Przyznam, że jechałam w to miejsce z nastawieniem na kompletną dzikość i odosobnienie. Dałam nabrać się na masę cudownych, oglądanych miesiącami zdjęć w internecie, gdzie ten kraj tętnił świeżością, kompletnym odizolowaniem od świata, ludzi. Wstyd mi trochę, gdyż sama jestem fotografem i zdarza mi się kreować rzeczywistość w sposób, w jaki chcę ją widzieć. Jest to wyspa wciąż niezwykle imponująca, wciąż niesamowicie dzika i nieokrzesana, jednak już nie taka samotna. Od kilku lat jest to jeden z popularniejszych kierunków turystycznych, wokół Rejkjawiku można zderzyć się z setkami turystów kłębiących się wokół największych atrakcji, zwanych Golden Circle. Jednak im dalej w głąb wyspy, tym ludzi nieco mniej, choć wciąż nie było na całej trasie ani jednego miejsca, gdzie byliśmy kompletnie sami. Nawet najmniejsze, najbardziej skryte atrakcje były oblegane. Cóż... chyba spóźniliśmy się z tą podróżą o dobrych kilka lat, gdzie można było jeszcze poczuć się tam jak jedyna istota na Ziemi.
Dlatego niech Was nie zwiedzie wiele ujęć zamieszczonych poniżej. Możecie być pewni, że poza wieloma kadrami, za moimi plecami, niczym mrówki, przewijały się setki szalonych ludzi :D


7 days, 2,940 driven kilometers and over 40 visited places. 

Iceland is characterized by an extraordinary diversity; each kilometer can be surprising and very impressive. I admit that I was going to this place with a focus on complete wildness and remoteness. The mass of miraculous pictures, which I saw for months in advance on the web, showed me an island full of freshness and complete isolation from the world and people, and it tricked me. A little shame on me, because I'm a photographer and I happen to create reality in the way that I want to see it as well. This island is still extremely impressive, still incredibly wild and uncouth, but no longer so lonely. For several years, this has been one of the most popular tourist destinations. Around Reykjavik alone, you can collide with hundreds of tourists swirling around the biggest attraction called the Golden Circle. However, the further out we explored the island, there fewer people we met, but still the entire route didn’t have a single place where we were completely alone. Even the smallest, most hidden attractions were crowded. Well... I think we are a few years late with this trip, when you could still feel like the only being on Earth. 

Therefore, don’t let me deceive you with the many photographs below. You can be sure that on a lot of shots, right behind my back, like ants, strolled hundreds of crazy people: D






Dzień 3
/ Day 3


Obecny czas jest niezwykły na północy. Dni trwają wiecznie, człowiek ma więcej energii i chęci do działania, mieszkańcy, w miarę możliwości, ładują baterie na długi, ciemny, zimowy czas. To pozwoliło nam wstać o czwartej nad ranem i sprawić, że dzień nie tylko był dla nas dłuższy. Czuliśmy się nadzwyczaj rześko.
Na pierwszy rzut poszedł, wspomniany w poprzednim poście, powrót nad Skógafoss po kilka ujęć. Nadzwyczaj radował mnie widok owiec wylegujących się leniwie w każdym możliwym miejscu. Na całej wyspie są one wszędzie, nawet w największych, wydawałoby się, pustkowiach. Ma się wrażenie, że naprawdę żyją swoim życiem.

This time is extraordinary in the North. Days lasts forever, you have more energy and willingness to act, residents as far as possible, charge batteries for a long, dark winter time. This allowed us to get up at four in the morning and make the day even longer. We felt extremely refreshed. 
At first, mentioned in the previous post, we return on Skógafoss for a few shoots. Extremely rejoiced in seeing sheep lying lazily in every possible place. On the island, they are everywhere, even in the most seemingly wastelands. One gets the impression that they really live their lives to the fully here.




Pozostając wciąż w okolicy Vík í Mýrdal, następny na liście był półwysep Dyrhólaey. Atrakcyjne, powulkaniczne klify i rozpościerający się widok nieskończonego oceanu potrafi uradować serce miłośników wielkich wód.

Staying still around Vík í Mýrdal, next on the list was Dyrhólaey peninsula - being attractive, volcanic cliffs and having extended view of the infinite ocean could rejoice the heart of many lovers of big water.



Zaraz po sąsiedzku znajduje się sławna Czarna Plaża. Czemu czarna? Znajdujący się na niej piasek to rozdrobnione skały wulkaniczne. Jest ona uważana za jedną z najpiękniejszych bazaltowych plaż na świecie. Nic dziwnego. Kiedy dotarliśmy tam o tak wczesnej porze, plaża była jeszcze pusta. Cały poranek zapowiadał świetną pogodę, a w akompaniamencie niebieskiego nieba, które malowało cudowne niebieskie fale na oceanie, odpoczynek na tej plaży był jedną z najcudowniejszych rzeczy, jakie nas tam spotkały. Choć Vík í Mýrdal uważany jest za jeden z najbardziej deszczowych miejsc w całej Islandii, mieliśmy szczęście poznać go z tej drugiej strony.
Samo miasteczko położone jest u podnóży wulkanu Katla. Wulkan ten ostatni raz wybuchł 1918 roku i od kilku lat można czytać o tym, że zaczyna na nowo się wybudzać, co za tym idzie, może rosnąć ryzyko ponownego wybuchu. Póki co jednak miejsce wydaje się być niesamowitą ostoją spokoju i piękna.


Immediately next door is the famous Black Beach. Why black? Located on the sand is a fragmented volcanic rock. It is considered one of the most beautiful basalt beaches in the world. No wonder. When we got there so early, the beach was still empty. The whole morning promised great weather, and in the accompaniment with blue sky, which painted wonderful blue waves in the ocean, resting on the beach was one of the most wonderful things that we met there. Although Vík í Mýrdal is considered one of the rainiest places in the whole of Iceland, we were lucky to know it the other way.
The town is situated at the foot of the volcano Katla. This volcano last time erupted 1918 and the number of years you can read about it, it begins to awake again, therefore, may increase the risk of reignition. But for now, the place seems to be an incredible mainstay of peace and beauty.


Po przemiłym poranku udaliśmy się w drogę. Krajobraz zmieniał się w niesamowitym tempie, południowo wschodnia część Islandii zaczynała przyprawiać o gęsią skórkę. Powoli wyrastały przed nami pola lawowe Skaftárhrau, powstałe po erupcji wulkanu Laki w 1783. Po tych wszystkich latach zastygłą lawę po całej szerokości obrósł piękny mech. Widok niekończącej się "pustyni lawowej" zapierał dech.

After a delectable morning we went on our way. The landscape has changed at a tremendous rate; the southeastern part of Iceland gives goose bumps. Ahead slowly grew Skaftárhrau lava fields, formed after the eruption of the volcano Laki in 1783. After all these years solidified lava across the width of the beautiful overgrown moss. Viewing the endless "lava desert" was breathtaking.
 

Nieopodal można dotrzeć do kanionu Fjaðrárgljúfur, powstałego przez tysiąclecia wskutek postępującej erozji. Głęboki na sto metrów i długi na dwa kilometry kanion to kolejne miejsce, uznane za jedno z najpiękniejszych w swojej kanionowej kategorii. Trudno się nie zgodzić!

Nearby you can reach the canyon Fjaðrárgljúfur, formed by thousands of years as a result of progressive erosion. With its depth of a hundred meter and two kilometers long, makes this canyon another place, considered one of the most beautiful canyons in its category. It's hard to disagree!



Następny w kolejce był Park Narodowy Vatnajökull, na terenie którego znajduje się lodowiec o tej samej nazwie, również w jego skład wchodzi Park Skaftafell oraz Park Jökulsárgljúfur. Jest to największy park narodowy w Europie, stanowiący 12% powierzchni całej Islandii.
 
Park Skaftafell oferuje nam kilka rozmaitych szlaków turystycznych, które poprowadzą nas w rozmaite jego zakątki, w tym do kolejnego z osławionych wodospadów, Svartifoss. Jest on o tyle ciekawy, że otaczają go uformowane z lawy, sześciokątne, bazaltowe kolumny. Natura zrobiła w tym kraju kawał przepięknej roboty.


Next in line was the Vatnajökull National Park, in which there is a glacier of the same name, and it also includes Skaftafell Park and Park Jökulsárgljúfur. It's the largest national park in Europe, representing 12% of the whole of Iceland. 

Park Skaftafell offers us several different hiking trails that lead us in the various corners, including another of famous waterfalls Svartifoss. It is so interesting about that surrounding it lava had formed hexagonal basalt columns. Nature has made a beautiful piece of work in this country.
 


Docieramy do kolejnej, niezwykłej i przepięknej rzeczy. Jökulsárlón, czyli laguna lodowa, powstała z wody topniejącego lodowca Vatnajökull. Zajeżdżając w to miejsce dosłownie odbiera mowę. Kiedy jechaliśmy w pełnym słońcu, pomiędzy bezkresną, wydawałoby się, pustynią, widok ogromnego, topniejącego lodowca, pływające swawolnie po jeziorze wszelakiej wielkości i koloru kawałki lodu oraz kry, sprawiały, że cały świat się zatrzymał. Co jakiś czas słychać trzask rozpadających się gór lodowych, poza tym cisza i spokój (jakby odjąć te setki turystów, oczywiście). Do tego nierealnie nasycony niebieski kolor laguny powoduje, że czujemy się kompletnie oderwani od rzeczywistości. Widywałam to miejsce nie raz na fotografiach, jednak żadne zdjęcie nigdy nie odda jego prawdziwego piękna.

We get to the next, extraordinary and beautiful thing. Jökulsárlón, or ice lagoon, formed from water of melting glacier Vatnajökull. Driving up to this place literally stopped us from speaking. When we were driving in full sun, between the endless, seemingly, desert, viewing the huge, melting glacier, playfully floating on the lake all manner of size and color of pieces of ice and floes, they made the whole world stop. From time to time you can hear the crack of collapsing icebergs, besides the peace and quiet (though minus the hundreds of tourists, of course). The unrealistically saturated blue color of the lagoon made us feel completely detached from reality. I've seen this place more than once in the photographs, but no picture will ever give up its true beauty.



Wciąż jeszcze pod wrażeniem wyruszyliśmy w kolejną, bardzo długą trasę prowadzącą do kolejnego punktu. Jadąc długa trasą po Szwecji zawsze wypatruję po poboczach dzikich łosi. Choć to nieracjonalne marzenia, chciałabym kiedyś takowego spotkać. To samo działo się na Islandii, lecz tam polowałam na renifery. W końcu na tej trasie się udało. Kiedy mój D. uskuteczniał drzemkę, eksplorowałam okolice i nagle na pustą ulicę wyszedł spacerowym krokiem młody renek. Byłam tak zaczarowana jego widokiem, że ani myślałam wracać do samochodu po aparat. Zresztą... okazja na uchwycenie młodziaka nie trwała zbyt długo, bardzo szybko zajechał miejscowy Islandczyk i przepłoszył zwierzę, żeby nie stanowiło zagrożenia dla siebie i innych. Przez kilka chwil jeszcze można było oglądać go hasającego po polach, szukającego drogi powrotnej.

Emocje tego dnia nie opadały. Kolejnym miejscem, do którego zmierzaliśmy, było małe rybackie miasteczko Seyðisfjörður znajdujące się na końcu fiordu o tej samej nazwie. Droga w to miejsce prowadziła przez niesamowite wzniesienia. Po zboczeniu z głównej drogi i wybraniu nieco krótszej, ale chyba bardziej ekstremalnej opcji drogi nr 939, jechaliśmy przez większość drogi z otwartymi buziami. Żadna fotografia tego nie odda, jednak zdobywanie coraz wyższych wzniesień, docieranie do coraz dzikszych zakątków i stromych urwisk, w końcu zbliżający się z każdym kilometrem, wszechobecny śnieg wprowadzał kolejne elementy nierealności. W tym momencie zderzyła się dla mnie cała abstrakcja Islandii, zaczynasz drogę od pustyń, na tej samej trasie zaliczasz kosmiczne, mało zabezpieczone wzniesienia (kolejny raz 4x4 było tym, co cieszyło nas jak dzieci), docierasz do ośnieżonych wzgórz, za chwilę znowu zjeżdżasz na niziny, pośród dawno niewidzianych krzaków i drzew liściastych tylko po to, aby ponownie zaliczyć wzniesienia, temperaturę o dziesięć stopni niższą i połacie śniegu. Była to wykończająca emocjonalnie trasa, na finiszu której, pomiędzy trzema pięknymi, ośnieżonymi wzniesieniami spoczywało przeurocze, małe miasteczko pełne drewnianych domków, osławionego drewnianego kościółka i bajkowych wodospadów w tle.


Still impressed we went to another, very long route to the next point. Coming a long tour in Sweden I always look out on the roadside for wild moose. Although it is irrational dreams, I'd like to meet one someday. The same thing has happened in Iceland, but there I hunted reindeer. At the end of this route we did. When my D. took a power nap, I explored around and suddenly on the empty street came strolled young reindeer. I was so enchanted his view, that neither thought back to the car for the camera. Anyway ... the opportunity to capture this young blood didn't last very long, very quickly a local Icelander came and spooked the animal, so it wouldn't pose a threat for themselves and others. For a few moments you could still see him running across the fields, looking for a way back.

Emotions that day didn't feel like normal. Another place where we were headed was a small fishing town called Seyðisfjörður, located at the end of the fjord of the same name. The road to this place led by the incredible rise. After deviating from the main road and selected a little shorter, but perhaps more extreme options of road no. 939, we rode most of the way with our mouths open. No photograph will show this, however, gaining ever-higher hills, reaching out to more and wilder corners and steep cliffs, finally approaching with every kilometer, omnipresent snow introduced new elements of another reality. At this point, it struck me that the whole abstraction of Iceland, you start the way from the deserts, on the same route you count the cosmic, just a little protected hills (the four-wheel drive was what make us enjoy it as children), you reach the snow-covered hills, then again go down on lowlands, in the midst of long-unseen bushes and deciduous trees just to re-include hills, temperature, about ten degrees lower and snowfields. It was an emotionally exhausting route where on the finish between the three beautiful, snow-covered hills rested most charming, small town full of wooden houses, the famed wooden church and fabulous waterfalls in the background.
 


 W poszukiwaniu czegokolwiek otwartego w tym miejscu w godzinach późnopopołudniowych / wieczornych, trafiliśmy na knajpkę El Grillo, ze świetnymi daniami prosto z grilla oraz piwem własnego wyrobu z którego, zresztą słusznie, są bardzo dumni. Przyjemnie miejsce, w którym można spędzić miło czas z przyjaciółmi nie tylko przy dobrym jedzeniu, ale również przy grach, których wybór jest tam równie spory. Po wyjściu stamtąd wisienkę na torcie postawiła lecąca z knajpowej kuchni 'Historia jednej miłości" Lipnickiej, dająca doskonale znać o tym, że kucharz, który raczył nas tymi pysznościami, był polakiem. High five, bo co jak co, ale w grillowaniu mamy mistrzostwo (:

In search of anything open at this place in the late afternoon / evening, we found a diner called El Grillo, with great dishes straight from the grill and homemade beer which, quite rightly, they are serving very proud. Nice place where you can spend a great time with friends over good food and some games, the choice of which is also considerable. After leaving the icing on the cake set winging from diners kitchen 'Story of one love' by Anita Lipnicka (polish singer), giving perfectly know that the cook, who deigned us these delicacies, was a Pole. High five, because you can say a lot about us, but we are grilling masters (:




Tej nocy postanowiliśmy zatrzymać się w hostelu, żeby odespać chociaż trochę niewygody związane ze spaniem w samochodzie i być stosunkowo rześkim do kolejnej, długiej podróży. Wybór padł na Post Hostel, który, jak na hostel, oferował naprawdę rewelacyjne warunki o wysokim standardzie, przy, w miarę rozsądnych cenach (jak na Islandię).
No i widok z okna...

That night we decided to stay in the hostel to sleep off even a little discomfort associated with sleeping in the car and be relatively brisk for another long journey. The choice fell on the Post Hostel, which, for a hostel, offering truly superb conditions of a high standard, with as far as reasonable prices (for Iceland). 
And the view from the window ...


Dzień 4 / Day 4


Pełni naładowanych baterii byliśmy gotowi przemierzać na nowo emocjonujące, ośnieżone szczyty ozdobione wodospadami i kręte drogi. Choć odrobinę strachu i irytacji napędził nam niegroźny, ostatecznie, wynaleziony przy tarczy hamulcowej, ocierający irytująco kamyk, to cała podróż przebiegała zgodnie z planem i spokojnie, choć tego dnia, może przez niezwykłe hostelowe wygody, mieliśmy włączony tryb 'slow motion'.

W tym miejscu chciałabym również gorąco polecić nokkvalley odpowiedzialną za pojawiające się tu emaliowane, ręcznie malowane kubeczki zrobione z mojego projektu. Szukałam odpowiednich kubków campingowych niezwykle długo, w końcu trafiłam na nich, dających możliwość wymalowania na nich cudów i robiących to od lat w wysokiej jakości. Uwielbiam polski handmade, który zaczyna piąć się w ostatnim czasie naprawdę wysoko!


The fully charged batteries had made us ready to traverse onto the new, exciting, snow-capped peaks decorated with waterfalls and twisted roads. A little bit of fear and frustration fueled us harmless, after all, invented the brake disc wiping annoying stone, the whole journey proceeded according to plan and quietly - though that day was cinstructed by the extraordinary hostel convenience and had us switched to 'slow motion' mode.

At this point I would also highly recommend nokkvalley responsible for appearing here enamel, hand-painted cups made of my project. I was looking for suitable camping mugs extremely long, finally came across them, giving the opportunity to paint miracles and doing it for years in high quality. I love Polish handcraft, which recently has climbed really high!
 


Do tego wszystkiego swoją cegiełkę dołożyło kolejne gorące źródło, przyznam że najlepsze w całej Islandii, Mývatn Nature Bath znajdując się w pobliżu jeziora Mývatn. Całą podróż wahaliśmy się czy odwiedzić rozreklamowane z każdej strony Blue Lagoon znajdujące się nieopodal Reykjawiku, jednak po wizycie tu nie chcieliśmy nawet o niej słyszeć. Po przeanalizowaniu zbyt wysokiej ceny, nieadekwatnej do tego, co otrzymujesz, pomysł spędzenia tego, chciałoby się, relaksującego czasu niczym sardynka w tłumie wszystkich ludzi świata, oraz masa innych nieprzyjemnych o tym miejscu historii, Blue Lagoon zniknęło z naszej listy. Nie śmieliśmy psuć sobie obrazu miejsca, w którym zapominasz o całym świecie.
Mývatn to przepiękna niebieska laguna, kilka relaksujących basenów z wodą o różnej temperaturze, sauny, brak tłumów oraz, co najcudowniejsze, widoki. Pośrodku najpiękniejszego niczego na świecie. Mój borze.. zostać tu i umrzeć ze szczęścia to za mało.


Now, we couldn't find anywhere else, like another hot spring, I admit that the best in the whole of Iceland is the Myvatn Nature Bath found near Lake Myvatn. We were hesitant during the whole trip whether to visit Blue Lagoon located near Reykjavik which was very advertised. But after a visit here we didn't want to even hear about it. After analyzing the too high prices, inadequate for what you get, the idea of spending that would be, relaxing time like a sardine in a crowd of people of all the world, and a bunch of other unpleasant stories about this place, the Blue Lagoon disappeared from our list. We did not dare to spoil our image of place where you forget about the whole world.

Myvatn is a beautiful blue lagoon, some relaxing pools with water of different temperatures, sauna, lack of crowds and the most wonderful views - in the middle of the most beautiful nowhere in the world.
Oh my.. stay here and die of happiness is not enough.


Po najbardziej relaksującym czasie na świecie czas na kolejne przygody, tym razem przy najbardziej spektakularnym wodospadzie w Europie. Choć na Islandii wiele wodospadów określa się mianem spektakularnych, ten naprawdę do niego się zalicza. Detifoss, bo o nim mowa, leży około kilometr od mniejszego brata. Selfoss (na pierwszych zdjęciach). Potęga tego wodospadu zapiera dech i pomaga nabrać nowego szacunku dla natury i jej stworzeń oraz poczuć się naprawdę malutkim w tym całym świecie. Imponujący widok spadającej w 100 metrowy wąwóz wody oraz pojawiająca się regularnie tęcza pozwala zapamiętać to miejsce na długo.
 
After the most relaxing time in the world waiting for our next adventure, this time in the most spectacular waterfall of Europe. Although many waterfalls in Iceland are referred to as spectacular, this really is the name. It is called Detifoss and lies about a kilometer from the smaller brother Selfoss (for the first pictures). The power of this waterfall is breathtaking and helps gain a new respect for nature and its creatures, and near you can feel really tiny in the whole world. The impressive view of falling in the 100-meter gorge water, which is appearing regularly in a rainbow pattern, lets remember this place for a long time.


Pozostając w okolicach jeziora Mývatn można znaleźć małą jaskinię lawową Grjótagjá. W latach 70 była ona dosyć popularnym kąpieliskiem, jednak podczas aktywności geologicznej woda wzrosła do ok 50 stopni celcjusza i wciąż się utrzymuje na tym poziomie. Kąpać się w niej zatem jest trudno, ale pomoczyć nogi już się da. Jest malownicza, bardzo fotogeniczna i również oblegana przez turystów, choć w nieco mniejszej liczbie (:

Staying in the Lake Myvatn, you can find a small lava cave Grjótagjá. In the 70s it was quite a popular swimming area, but geological activity during the water increased to about 50 degrees and still remains at this level. Therefore bathing in it is difficult, but wet feet is possible. It is picturesque, very photogenic, and also besieged by tourists, though in a slightly smaller number (;


Całkiem niedaleko trafimy na kolejny wodospad, Goðafoss, czyli Wodospad Bogów. Równie piękny i obszerny, przy którym można zatrzymać się na chwilę i poczuć niezwykłe wibracje natury.

Not far we will get to the next waterfall, Goðafoss, or Waterfall of the Gods. Equally beautiful and spacious, where you can stop for a moment and feel unusual vibrations of nature.



Stamtąd droga prowadzi prosto do
Akureyri, rybackiego miasteczka położonego nad fiordem Eyjafjörður. Mała i przytulna mieścina, słodka do takiego stopnia, że światła stopu na drogach przesyłają moc miłości. Kapitalny poprawiacz nastroju w pochmurne chwile.

From there, the road leads straight to Akureyri, a fishing town along the fjord Eyjafjörður, a small and cozy little town, sweet to such an extent that the brake lights on the road forward to the power of love. The perfect mood enhancer of cloudy moments.





Po tak emocjonującym dniu zakończyliśmy podróż na campingu w Húsabakki, nie mogąc się doczekać kolejnego poranka. Droga na camping prowadziła przez kilogramy ukochanej przeze mnie mgły. Klimat był nieprawdopodobny!

After such a busy day we ended journey at a campground in Húsabakki, unable to wait for the next morning. The road to the camp led by the weight of my beloved fog. The mood was unbelievable!
 



Zapraszam wkrótce na kolejny, ostatni już post pełen islandzkiej magii!

18 komentarzy:

  1. Dzięki Marta za kolejną świetną dawkę inspiracji! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite zdjęcia, ten klimat... to dar, że możemy mieszkać na tak wspaniałej planecie, cuda natury nigdy nie przestaną mnie zadziwiać, a dzięki Tobie mam ochotę zwiedzić każdy kąt naszej cudnej, wydawałoby się tak ucywilizowanej, a jednak jeszcze tak dzikiej Ziemi. Dzięki Marta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy wiele cudownych zakątków, wciąż jeszcze dzikich i pięknie pozostawionych działaniom natury, która dobrze wie co robi. Dziękuję!

      Usuń
  3. Po raz kolejny jestem zakochana w Twoich fotografiach :):*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie do pomyślenia jakie piękne zdjęcia robisz i jakie piękne miejsca mamy na tym naszym świecie. W każdej fotografii jestem zakochana. Nigdy nie przestaniesz zaskakiwać. Poza tym widać jak bardzo przykładasz się do każdego posta. Niesamowite! Wyczekuje następnego! Już wiem gdzie chcę się wybrać, po tym jak spełnię moje marzenie o Nowej Zelandii. x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie! Miło, że ludzie doceniają nie tylko zdjęcia, ale również tekst (:

      Usuń
  5. Te zdjęcia są takie piękne... Ten klimat... Po prostu niesamowite! :) Koniecznie muszę tam kiedyś pojechać!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam pytanie odnośnie rzeczy, czy dużo ciepłych rzeczy braliście i jak z obuwiem czy konieczne jest jakieś takie hikingowe?
    Jadę w połowie sierpnia i do końca nie wiem ile rzeczy powinnam zabrać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      ciężko stwierdzić jaka pogoda tam będzie w sierpniu, jednak warto być przygotowanym na różne okoliczności, bo pogoda zmienia się tam czasem w mgnieniu oka. My byliśmy przygotowani na temperatury ok 15 stopni, a potrafił zaskoczyć na upał i 24 stopnie. Jednak bywały deszczowe i chłodniejsze chwile, a nawet przejazdy przez zaśnieżone pola.
      Przed samym wyjazdem prześledźcie pogodę, aby zobaczyć czego mniej więcej się spodziewać (chociaż i do tego trzeba mieć dystans, bo u nas tylko częściowo się sprawdziło). Polecam strony www.vedur.is oraz www.navsim.pl/nawigacja_jachtowa/pogoda/meteogramy (w tej drugiej wpisujesz miejscowość, strona dosyć skrupulatna i jedna z bardziej dokładnych).

      Co do butów również zależy co będziesz tam robić. Jeśli planujesz wędrówkę po rezerwatach, dzikich trasach, szlakach, buty trekkingowe jak najbardziej wskazane. Jeśli tylko objazdówkę, jakieś główne atrakcje, z grubsza Golden Circle, to najzwyklejsze, choć wygodne wystarczą. My chodziliśmy tylko częściowo, gdyż większość dróg offroadowych była pozamykana, przez co nie dostaliśmy się do większości rezerwatów, więc wystarczyły nam trampki oraz timberlandy (:

      Usuń
  7. Fantastyczna wyprawa, niesamowity klimat, piękne zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń