2017/03/21

Miód Podrożał - podsumowanie


Kochani... Planując ten post miałam absolutny natłok myśli w głowie. Kiedy już przyszło do podsumowania, naprawdę brakuje mi słów...

Jak wiecie, cały ten projekt jest dla mnie szalenie ważny z wielu powodów. Był szczególnie osobistym tworem, który nieco obawiałam się obnażyć. Tworzyłam go kilka lat mojego życia, fotografie do niego uważam za jedne z najważniejszych, jakie zrobiłam, no i cel przekazania dochodów z niego na naszego, małego Bruna...
Od sierpnia zeszłego roku nieustannie żyję tym projektem. Przyniósł on olbrzymią ilość wzruszeń, Waszych cudownych wiadomości wyciskających mi łzy każdego wieczora, moc uśmiechu, ale także nieopisanego stresu i czasami nerwów. Jednak najwięcej przyniósł zaskoczenia.
Kiedy rozpoczynaliśmy akcję, przybierała ona bardzo skromną formę, taką przynajmniej próbowałam stworzyć. Założenie mówiło o maksymalnie kilkudziesięciu sprzedanych egzemplarzach. Gdy po niecałym tygodniu przekroczyliśmy sto, a zainteresowanie dopiero zaczęło rosnąć, nie mogłam uwierzyć. Cały projekt zapewne toczyłby się dalej, jednak w najśmielszych oczekiwaniach nie byliśmy przygotowani na takie zainteresowanie, taki przebieg wydarzeń, dlatego po trzech miesiącach byliśmy zmuszeni przerwać akcję, gdyż wszystko zaczęło się już nam wymykać spod kontroli. Ze względów technicznych oraz finansowych, musieliśmy zamknąć sprzedaż, co bardzo boli, zwłaszcza kiedy wciąż pytacie o możliwość kupienia książki. (Po cichutku powiem, że jeszcze walczymy i może książka będzie dostępna w sprzdaży za jakiś czas, w nieco inny sposób. Jak już wyklarujemy temat, na pewno będę o tym pisać, zatem bądźcie czujni!)


Cały projekt wykonywałam samodzielnie, przy wsparciu Fundacji OKO-LICE KULTURY. Prosty pomysł, wydajemy książkę, do której przygotowywałam się naprawdę długo, w pojedynkę walczyłam ze złożeniem wszystkiego do kupy, przy edycji końcowej wsparł mnie niezastąpiony Lech Zdrojewski z fundacji oraz moja mama. Wszystko ruszyło, pierwsze wydruki już we wrześniu, w październiku ogłoszenie sprzedaży.
Jak już wspomniałam, skromne założenia pozwoliły mi stwierdzić, że każdy otrzyma swój kawałek Miodu. Bardzo szybko Wasze zainteresowanie rosło, przybywało Was, cudownych osób, coraz więcej, a pula dla Bruna rosła jak szalona! To był istny sen. Ja w Łoś Vegas, moja mama i Lechu w Polsce, niekończące się godziny na skajpie, logistyczna burza jak ogarnąć wszystkie wysyłki, jak ogarnąć wszystkie wydruki, do tego zaczęły dochodzić propozycje spotkań z książką w tle, a skoro z książką, to czemu i nie z fotografiami. 


Ty oto sposobem w listopadzie wylądowałam w moim rodzinnym mieście, aby osobiście nadać pierwsze około dwieście zakupionych książek oraz spotkać się z Wami na pierwszy spotkaniu autorskim w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Był to czas największego stresu w moim życiu (dosłownie). Nie wiedziałam czego się spodziewać, książki dopiero miały do Was trafić, zatem obawiałam się odrobinę odbioru treści, tak bardzo mi bliskiej i osobistej, że nie do końca chciałam poddawać ją ocenie innych. Zwłaszcza, że nie spodziewałam się aż tak dużego zainteresowania z żadnej strony. Jednak lawina ruszyła, trzeba było wziąć wszystko na klatę.
Nie było wcale lepiej, kiedy przed spotkaniem powiedziano mi, że brakuje miejsc, trzeba dostawiać krzesła, a ludzie zaczęli siadać pomiędzy regałami książek, aby tylko zmieścić się na sali. Przyznam, że absolutnie odjęło mi mowę i pierwszy raz w życiu nie mogłam się uspokoić z przejęcia.
Na szczęście Beata Graban cudownie poprowadziła nasza rozmowę, pomogła mi się uspokoić, zdystansować, oraz przebrnąć przez najtrudniejszą godzinę mojego życia (mimo, że dziesięć lat wcześniej, kiedy przypadło nam skonfrontować się na maturze ustnej z polskiego - gdyż jest nauczycielką w moim liceum - raczej jej obecność sprawiła, że stres kompletnie mnie zjadł ;)).


Książki zaczęły do Was docierać, do całej Polski, wzdłuż i wszerz, jak i poza jej granice! Pojawiały się pierwsze ich ujęcia na instagramie i facebooku, pierwsze recenzje, co spowodowało kolejny ciąg zainteresowania także od 'nowych' osób, które pierwszy raz zetknęły się z moimi tworami. Poznałam dzięki temu masę przekochanych istot, których obecność wlała moc ciepła do mojego serca. 
Jednak najpiękniejszymi momentami były te, w których pisaliście, jak bardzo Miód do Was trafia, jak bardzo się z nim identyfikujecie, jak Was wzrusza. To chyba najpiękniejsze, co autor może usłyszeć. Pomogło mi to odetchnąć z ulgą i zetknąć się z Wami z mniejszym stresem na kolejnym styczniowy spotkaniu autorskim oraz wernisażu w gdańskiej Sztuce Wyboru.

Spotkanie w Sztuce było jeszcze bardziej niesamowite. Dzięki cudownej Darii Szczygieł, z którą znamy się od lat, mogło dojść do skutku, a jego przebieg był dla mnie niezwykle swobodny. Było Was jeszcze więcej, sala pękała w szwach, nie wszyscy się w niej zmieścili. Było na nim dużo ciepła, miłości, Waszego wsparcia i pięknych słów. Choć każde z tych spotkań emocjonalnie wykańczało, było to najcudowniejsze wykończenie w życiu. Móc spotkać się z Wami osobiście, porozmawiać choć chwilę, poczuć Waszą obecność, wiedzieć, że potrafiliście przejechać całą Polskę, tylko aby być na spotkaniu (Alicjo, Maćku, nigdy Wam tego nie zapomnę!)... To jest największe szczęście!


Czas małego rozliczenia z Wami... Poza wielką dawką emocji, wzruszeń, uniesień, za projektem stoi również moc przyziemnych spraw, które często spędzały sen z powiek, zajmowały nam najwięcej czasu, poświęcaliśmy im najwięcej rozmów i działań. Kto kiedykolwiek zajmował się tworzeniem akcji charytatywnej, wie z jak ogromnym stresem to się wiąże i z jakimi absurdami trzeba walczyć, aby móc jakkolwiek pomóc w naszym kraju drugiej osobie. Na szczęście, dzięki patronatowi Fundacji, cała akcja mogła w ogóle dojść do skutku. Zanim rozpoczęliśmy projekt, ambitnie zakładałam, że będę w stanie go całkowicie sfinansować, aby każdy przychód był czystym zyskiem, lecz w praktyce okazało się to niestety niemożliwe. Jednak możliwym okazało się przekazanie całego dochodu na rzecz naszego Bruna.

Cały projekt pochłonął masę przygotowań, co za tym idzie, także masę finansów. Z własnej kieszeni opłaciłam wszystkie wydatki związane z doprowadzeniem projektu do końca, niezliczone podróże związane z dopinaniem projektu oraz w trakcie jego trwania, związane ze składem książki, pierwszymi rzutami wydruków, sporą część wysyłek, organizacje spotkań autorskich oraz masę mniejszych pierdołów, których nie widać, a jednak były istotne i składają się na taki efekt końcowy.
Fundacja OKO-LICE KULTURY okazała ogromne serce i bezinteresownie patronowała projekt, pomogła od strony finansowej (dzięki niej Wasze pieniążki mogły swobodnie wpływać na konto i będą mogły zostać przekazane dalej), nie zarobiła grosza na wspieraniu końcowej edycji książki, przygotowaniach do druku, nie licząc pośrednictwa w ogarnianiu dodruków, kiedy nie mogłam być przy tym obecna.
Rozpoczynając wszystko miałam cichą nadzieję, że uzbieramy choć kilka tysięcy, aby jakkolwiek wspomóc naszego małego Komandosa, odciążyć nieco wydatki, z jakimi wiąże się rehabilitacja oraz codzienna pielęgnacja. 
W końcu sprzedaliśmy grubo ponad 500-550szt (dokładnej ilości nie jestem w stanie się w tym momencie doliczyć) i po odjęciu kosztów manipulacyjnych, kosztów związanych z wydrukami, częścią wysyłek, opłaceniem odpowiednich podatków, na konto małego wpłynie 17 821,03 zł! To kwota, o której nie śmiałam nawet marzyć!

Chcę ogromnie podziękować wszystkim, którzy przysłużyli się do powstania Miód Podrożał. Mojemu mężowi, bo bez niego nie byłoby żadnego Miodu. Adzie i Karolowi, kochanym modelom, bo pomogli stworzyć małą magię, która przyciągnęła tłumy. Fundacji OKO-LICE KULTURY, tudzież Lechowi Zdrojewskiemu, Kindze Giełdon oraz Beacie Graban, bo nadali projektowi sens, ręce i nogi i pomogli mi uwierzyć! Moim rodzicom, którzy dużo czasu, serca i energii poświęcili na wysyłkę egzemplarzy, które do Was trafiły, a których osobiście nie mogłam nadać. Rodzinie - moim małym elfom, którzy także wspomagali proces wysyłek. Miejskiej Bibliotece Publicznej w Starogardzie Gdańskim oraz Sztuce Wyboru w Gdańsku, w tym Darii i Magdzie, za profesjonalne przygotowanie oraz umożliwienie spotkania się z Wami! Wszystkim najbliższym przyjaciołom, którzy bardzo mnie wspierali!
W końcu największe podziękowania płyną do Was. Nawet nie wiecie, ile dobra zrobiliście, wspierając cały projekt. Dzięki Wam uwierzyłam na nowo w dobre serce, czyste intencje i siłę, jaka drzemie, kiedy wszyscy zbiorą się razem w dobrej sprawie. Dzięki Waszemu zaangażowaniu marzenia Bruna o postawieniu samodzielnie pierwszych kroków są nieco bliżej, mamy więcej możliwości aby pomóc mu w walce o normalne życie. Niesamowicie wzruszyła mnie taka lawina, ciepła, dobra i szczerości z Waszej strony!

Pomogliście mi także na nowo uwierzyć w siebie, w sens tworzenia i dzielenia się tym ze światem. Jesteście najpiękniejszym, co mnie spotkało, odkąd zajmuję się pisaniem i fotografią. Cieszę się, że pojawiliście się w moim życiu.



W imieniu swoim oraz Bruna dziękuję! 
...choć cokolwiek, co powiem, nigdy nie odda mojej wdzięczności!   

Osoby zainteresowane dalszymi losami Bruna zapraszamy na jego facebooka, a chętnych wesprzeć go w inny sposób, w tym 1%, na jego stronę (: